Wycieczka młodzieży z Izraela w Knyszynie
Półtora roku w skrytce
Czesław szył cholewki, Samuel robił zelówki. Polsko-żydowska przyjaźń tych dwóch szewców z Knyszyna wytrzymała wojenną próbę. Czesław uratował Szmula z pogromu, ale potem już się nigdy nie spotkali... Za to wnuczka jednego z nich i syn drugiego będą przyjaciółmi aż po grób.
Był gorący sierpniowy dzień. Młodzi Żydzi szli drogą wśród łanów żyta - tym samym polnym traktem, którym przed laty zwożono na kirkut ich pobratymców. Rozprawiali o czymś w nieznanym już knyszynianom języku. Hadar zdawała się nie słyszeć ich dyskusji. Młoda Żydówka wybrała się w podróż do ziemi "skąd jej ród". Przyjechała do Knyszyna, by poznać ludzi, dzięki którym jej dziadek Samuel Suraski przetrwał wojenną gehennę. On do końca swoich dni w Izraelu marzył o takiej chwili.
Abraham Carmi i młodzież żydowska z Kibbutz Tirat Zvi na knyszyńskim kirkucie.
Samuel Suraski nie zdążył podziękować osobiście swojemu wybawcy. Zmarł w 2002 r. w Izraelu. Jego wnuczka Hadar też nie podziękowała Czesławowi Dworzańczykowi z Knyszyna - ten, który narażając życie, ukrywał Szmula przez blisko dwa wojenne lata, zmarł w 1989 r. Hadar wpadła w ramiona Henryka, syna cichego bohatera.
Horror w Zaduszki
W ponury Dzień Zaduszny, 2 listopada 1942 r., Knyszyn stracił jedną trzecią swoich obywateli.
- Tego dnia Niemcy otoczyli miasto. Żydom polecono przygotować się do wyjazdu. Starych, chorych i tych, co próbowali ucieczki, rozstrzeliwano na miejscu. Tak zginęło 75 osób. Pozostałych wywieziono do Treblinki na ostateczną zagładę - opowiadał Krzysztof Bagiński, pasjonat historii Knyszyna.
Ilu Żydom udało się uciec tego tragicznego dnia - trudno ustalić. Wielu z nich ukrywało się w lasach, u chłopów. Ginęli ścigani przez Niemców i wydawani przez szmalcowników. Tylko nielicznym udało się przeżyć wojenną gehennę - głównie dzięki ofiarnej pomocy Polaków.
[…]
Tymczasem młodzi Żydzi właśnie przyjechali do Polski, by zobaczyć miejsca hitlerowskich kaźni, rodzinne miejscowości przodków. W Knyszynie mieli uporządkować XVIII-wieczny kirkut.
Sąsiad z krypty
Pierwszym, który pojawił się w drzwiach autokaru, nie był jednak młody Żyd w jarmułce, ale żwawy staruszek.
- Aj, waj! Tu tak samo pięknie jak w mojej Galicji! - wydał okrzyk i z charakterysty-cznym dla przedwojennych Żydów akcentem obwieścił swoją obecność.
- Ja też w czasie wojny ukrywałem się w "zamieszkanym" grobowcu na warszawskich Powązkach. Potem pewnie dobry duch mojego "sąsiada" z krypty pilnował, żebym przetrzymał całą gehennę w Treblince, na Majdanku, Oświęcimiu. Cieszę się, bo żyję, mam rodzinę i własną ojczyznę - mówił, żartując sobie z własnych wspomnień, Abraham Carmi (dawniej Stolbach).
Na dłuższą rozmowę nie było jednak czasu, bo grupa spieszyła się na kirkut. Żydowska nekropolia położona jest na podknyszyńskim wzgórzu, ale to tylko nowsza jej część. Ta najstarsza jest ukryta obok, w cienistym lesie olchowym.
- Tu jest ta zbiorowa mogiła 75 Żydów zamordowanych przez gestapowskich oprawców - opowiadał Bagiński, pokazując nieckę w cmentarnej ziemi.
Zapadła przejmująca cisza. Młodzi Izraelici pochylili się w milczeniu nad mogiłą. W grupie były dwie nastolatki, których przodkowie byli niegdyś obywatelami Knyszyna. Dziewczęta chciały przeprowadzić swój prywatny rozrachunek z historią.
- Mój pradziadek Aaron Jasionowski wyjechał tuż przed wojną z Knyszyna. W porę. Inaczej podzieliłby los naszych pobratymców - mówiła, poszukując grobów przodków na kirkucie, Gefen Polster.
Gefen Polster (po lewej) odnawia nagrobek na knyszyńskim cmentarzu żydowskim
Szewska przyjaźń, aż po grób
O włos od śmierci był zaś Samuel Suraski, jeden z 1,5 tys. Żydów zamieszkujących w 1942 r. Knyszyn. Samuel Suraski ocalał z pogromu, bo ukrył go przyjaciel - Czesław Dworzańczyk.
Czesław i Szmul byli szanowanymi w okolicy szewcami. Jeden szył cholewki, drugi sporządzał zelówki. W ten straszny dzień Samuel, wiedziony przeczuciem, uciekł bladym świtem do domu Dworzańczyków. Czesław natychmiast ukrył go w swoim obejściu. Za kryjówkę służyła tajemna skrytka w szopie. Była jego domem przez półtora roku. O tajemnicy Dworzańczyka nie wiedziała nawet dalsza rodzina - taką opowieść dziadka poznała wiele lat później Hadar Suraski, jego wnuczka urodzona już w Izraelu.
Hadar Suraski (po prawej)
W 1944 r. Samuel uciekł wraz z innymi mieszkańcami Knyszyna przed "nawałą" Rosjan i po wojnie wyjechał do Izraela. Utrzymywał jednak kontakty ze swoim przyjacielem - wspominał zapach chleba przynoszonego do kryjówki. Szmulowi nie dane było jednak odwiedzić Czesława w wolnej Polsce, bo Dworzańczyk zmarł w 1989 r. Samuel Suraski opuścił zaś ziemski padół w 2002 r., zostawiając swojej ukochanej Hadar obowiązek odwiedzenia krainy swojej młodości i podziękowania rodzinie Czesława za dar życia.
- To straszne! Nie byłoby i mnie, gdyby nie pan Czesław - mówiła wzruszona Hadar Suraski, szukając macew z nazwiskami swoich przodków.
Spotkanie na grobli
Na tym kirkucie z pewnością znajdują się groby przodków Gefen i Hadar, ale czas zrobił swoje. Ulokowana na groblach królewskich sadzawek nekropolia jest teraz porośnięta olszyną. Jedne macewy jeszcze stoją, inne przykryła ściółka leśna.
Gefen i Hadar pobiegły w zarośla. Dziewczęta szukały znajomych znaków wyrytych na macewach. Reszta młodych izraelitów wspólnie z knyszyńskimi rówieśnikami przystąpiła do sprzątania rozległej nekropolii.
- Przyszedł pan Henryk! - oznajmił Bagiński.
Syn Czesława Dworzańczyka stanął przed oniemiałą Hadar. Przez chwilę oboje zaniemówili, choć i tak każde musiałoby mówić w swoim języku. Zapewne inaczej wyglądałoby spotkanie Szmula z Czesławem - pewnie wpadliby sobie w objęcia.
Miriam David (przewodniczka wycieczki) oraz Henryk Dworzańczyk i Hadar Suraski
Tu, na kirkucie, spotkała się wnuczka uratowanego z synem jego dobroczyńcy. Pan Henryk przytulił dziewczynę.
- Wiem, że ojciec lubił Szmula. Razem robili buty, razem przeżywali wszystkie dobre i smutne chwile - stwierdził 58-letni mężczyzna.
- Dziadek robił buty? O tym nie mówił! W Izraelu handlował rybami - zareagowała Hadar.
Sprawiedliwy, pośmiertnie
- Mój ojciec był skromnym i cichym człowiekiem. Szkoda, że nie doczekał prawdziwej wolności, bo przyjaciele na pewno odnaleźliby drogę do spotkania - mówił Dworzańczyk.
Potem cała grupa wybrała się na rekonesans po Knyszynie. Pan Henryk zaprowadził Hadar na swoją rodzinną posesję.
- Nie ma już tego domu i tej komórki-kryjówki - zamyślił się pan Henryk i nagle wbiegł do domu. Wrócił po chwili, dzierżąc w rękach wysokie buty. To była jedyna pamiątka po przyjaźni Samuela i Czesława. Hadar jak urzeczona patrzyła na wyglansowane do połysku obuwie. Otarła ukradkiem łzę. Jeszcze raz objęła pana Henryka.
- Aj, waj! Prawdziwe oficerki! Nie każdego było na takie stać - ucieszył się Abraham Carmi.
Izraelici wysłuchali jeszcze opowieści o historii miasta i knyszyńskich Żydach zaprezentowanej przez młodych knyszynian uczestniczących w międzynarodowym projekcie “RelatioNet”. Gospodarze i goście obiecali sobie nawzajem częstsze kontakty. Czesław Dworzańczyk ma zaś otrzymać tytuł "Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata". Pośmiertnie.
Kazimierz Radzajewski
Przedruk z “Gazety Współczesnej”. Skróty od redakcji.
Fot K. Radzajewski
Powrót do listy